Czy wystarczy być kierownikiem projektu, czy trzeba być już liderem? Gdy to napisałem od razu zacząłem się zastanawiać “rany boskie, czy chciałbym to czytać dalej?”. Pewnie nie, ale liczę na to, że niektórzy przez to zdanie przebrną. Żeby się dowiedzieć o co chodzi ;) . Dlaczego to mi przyszło do głowy? Bo od czasu do czasu pojawia się ktoś, kto stara się mnie przekonać, że “stare czasy już minęły” i już nie mogę myśleć o pewnych sprawach jak kiedyś. I koniecznie muszę się zmienić. Co za bzdura.
Piosenka Perfect’u dobrze to opisuje o wmawianiu nam, że to koniec, a kurtyna i tak się podnosi. Podobnie jest z nawiedzonymi teoretyko-praktykami. Lepiej omijać ich szerokim łukiem. Co innego z praktykami, którzy chcą się podzielić swoim doświadczeniem. Takimi jak ja na ten przykład ;). No albo John C. Maxwell. Recenzje audiobook’a “Przywództwo. Złote zasady” możesz przeczytać tutaj, a ja w tym miejscu chcę się skupić na pierwszym rozdziale i pierwszej złotej zasadzie. Tej tytułowej.
Nie masz wrażenia zarządzając projektem, że to tylko ty się przejmujesz tym jak się on zakończy? Na jednym z seminariów, które prowadziłem zapytałem uczestników, co ich najbardziej przeraża w zarządzaniu projektami. Jeden z uczestników odpowiedział “wydaje mi się, że tylko mi zależy.” A wielu przytaknęło. Przyznaję, że to uczucie nie jest mi obce, bo kilka razy sam wkręciłem się w takie przedsięwzięcia, które nie cieszyły się specjalnym poparciem otoczenia. Ale są też sytuacje, na szczęście częstsze, gdy czuję, że nie jestem sam.
No właśnie. Może to powinien być idealny kierunek. Doprowadzić do sytuacji, w której dostajesz od zespołu wsparcie, a nie tylko listę problemów do rozwiązania. Stworzyć atmosferę, w której każdemu zależy i pomaga Ci pchać projekt naprzód? Zacząłem się zastanawiać po odsłuchaniu tego rozdziału, że w pewien sposób metodyki zarządzania projektami ułatwiają alienację kierownika projektu. Zamiast pomagać mu stać się częścią zespołu uwypuklają tylko jego inność i wyjątkowość.
Kierownik Projektu to ten od planu, Gantt’ów, formularzy zmian i zwoływania spotkań. Wymusza robotę, a nie wspiera. Deleguje, ale raczej nie rozwija. Wynika to często z tego, że projekt “ma być zrobiony” i nie ma za dużo czasu na rozwijanie zespołu. Trzeba zrobić robotę. Nastawienie na zadania wydaje się być naturalną postawą promowaną u kierownika projektu. Przyznajcie się, kto w harmonogramie i zakresie pamięta o działaniach rozwijających zespół? Kto nie popełnił grzechu niech pierwszy rzuci markerem.
Ja wiem, że czasem nie ma siły na wysłuchanie wszystkich, bo trzeba wykonać robotę. Ale faktycznie, gdy czujesz, że w projekcie jesteś sam to gdzieś popełniłeś błąd. Ponieważ raczej niewiele organizacji będzie wspierało u Ciebie chęć dbania o zespół i upewnienia się, że są razem z Tobą dopisz to sobie do listy. Sprawdzenie od czasu do czasu, czy odpowiedź na pytanie “czy czujesz, że jesteś sam w projekcie” brzmi twierdząco powinno dać Ci do myślenia na tyle wcześnie, żeby sporo poprawić. Może być warto.
Czy praca projektowa wspiera, czy przeszkadza budowaniu dobrych relacji? Co o tym myślisz? Podziel się swoją opinią w komentarzu.
[hr height=”30″ style=”default” line=”default” themecolor=”1″]
ZARZĄDZASZ PROJEKTAMI HR?
Pracujesz z biznesem i czekają Cię spore wyzwania w najbliższym czasie?
Naucz się jak skutecznie
• zaplanować
• zbudować zaangażowanie biznesu
• pokonać trudności
Fundament + Gra Symulacyjna + Case Study = 100% praktyki
Bardzo fajny artykuł i komentarz :)
Faktycznie wyznacznikiem tego, czy sprawdziłeś/-aś się w roli kierownika zespołu jest zaangażowanie i wkład pracy “twoich” ludzi.
Jak to mówią “przykład zawsze idzie z góry” – ja to potwierdzam. Jeśli na początku projektu zarazisz ludzi entuzjazmem, pasją i pracowitością to potem zostaje ci to oddane. To też największy sukces czuć, że nawet jeśli ciebie na chwile zabraknie – zespół sam sobie poradzi.
Praca projektowa może bardzo zbliżyć lub mocno oddalić ludzi od siebie. Jeśli nam się fajnie pracuje, przepływ komunikacji jest płynny, każdy jest za coś odpowiedzialny – to i prywatnie ta relacja będzie trwała.
Z kolei, gdy w innej grupie praca wlecze się miesiącami, komunikacja nie jest do końca szczera i występuje rozproszenie odpowiedzialności za wykonanie zadań (tzw. próżniactwo społeczne) – to po kilku godzinach takiej wymęczającej i nudnej pracy nikt nie będzie miał ani ochoty, ani siły na podtrzymywanie relacji prywatnych.
Wszystko więc zależy od ludzi i dobrej energii krążącej pomiędzy nimi w zespole projektowym :) Warto więc zwracać na to uwagę przy kompletowaniu ludzi do nowego przedsięwzięcia.
Maxwell mówi też o wielu innych fajnych sprawach. Polecam go do słuchania też w trakcie biegania. Działa lepiej niż muzyka, bo daje do myślenia na tyle, że o zmęczeniu się nie pamięta :)
Myślę, że będę do niego jeszcze wracał w kolejnych postach.