Zacznę od anegdotki. Przychodzi facet do lekarza i mówi: „Panie doktorze. Nie palę, nie piję, nie używam narkotyków. Czy dzięki temu będę dłużej żył?”. Lekarz na to: „Tak. Ale po co?” ;). Jestem ostatnią osobą, która propagowałaby nadmierne spożycie używek (butelkę Johny Walkera obalałem rok ;) ). Natomiast w tym dowcipie jest coś głębiej. Gdyby tylko inaczej zadać pytanie.
Czy ciężko pracując osiągnę sukces?
Pewnie tak. Ale po co? No właśnie :). I tutaj się pojawia bardzo ciekawy klimat. W moim przypadku związany z decyzjami życiowymi. W 2008 opuściłem korporację. Po to, żeby żyć swoim życiem. Bo oczywiście na własnym jest lepiej. Nie będzie polityki, idiotów, którzy prześlizgną się przez sito rekrutacji, durnych projektów bez sensu, niepotrzebnych procedur. Raj po prostu będzie. Ja będę realizował swoje pasje i projekty i będzie bajecznie. I co się stało?
Przed i po – rok 2015
No generalnie jest super :). Robię to co lubię, przez te kilka dobrych lat narobiłem tyle głupot biznesowych, że głowa mała, ale moja działalność się trzyma. Trafiają się coraz ciekawsze zlecenia, pracuję nad coraz ciekawszymi wyzwaniami, tylko, że cała ta zabawa potrafi wciągnąć. Okazuje się, że problemem nie była korporacja. A przynajmniej nie całkowicie. Jeżeli dobrze się przyjrzeć to zawsze dojdziesz do tego, że problem jest w Tobie. Tylko, żebyśmy dobrze zdefiniowali problem, na który natrafiłem. Jest dosyć powszechny, a mianowicie…
Nie mam czasu :)
Taaa daaam. Co kilka miesięcy mnie to trafia. Tym razem naprawdę ciekawie. Jeżeli chcesz dzisiaj się ze mną umówić (jest 24 marca), to tak na spokojnie mogę zaproponować Ci termin po 29 czerwca. To nie żart. Ilość pracy szkoleniowej + prowadzenie firmy oznacza, że roboczy czas na kolejne miesiące się wyczerpał. I nie ma skąd go brać więcej. Stoję przed ciekawym wyzwaniem skalowania biznesu szkoleniowego, i to jest fajne :), bo zaraz będziemy na kolejnym poziomie, gdzie pojawi się pewnie problem ze sprzedażą ;), ale będzie czas.
Gorzej niż w korpo
Bo nie mogę wziąć urlopu :(, żeby zrealizować moje prywatne pomysły. Bo nie ma czegoś takiego jak prywatność :). Mój szef chodzi za mną wszędzie i chce, żebym cały czas pracował. A ja często się uginam, bo kocham moją pracę. To jest ból. Bo naprawdę się wkręcam w szkolenia, tworzenie planów projektów, rozwiązywanie problemów, analizę ryzyka. To jest N I E S A M O W I T E, że mogę to robić i mi za to płacą! Jednocześnie stawia to przede mną spore wyzwanie. Bo nie tylko praca jest dla mnie ważna.
Po co pracuję?
To jest kluczowe pytanie. Nie żyję, żeby pracować. Praca zapewnia środki na realizację fajnych rzeczy. W prowadzeniu własnego biznesu najbardziej cenię swobodę. Mogę kształtować mój czas pracy. Godziny, formę, sposób kontaktu z klientem, z zespołem. Mogę wyjść w ciągu dnia i biegać, a później wrócić do pracy. Mogę wpisać w kalendarz siłownię i nie muszę się tłumaczyć. Mogę wszystko. Tylko, że nie zawsze z tego korzystam :(. Zaczyna się od tego, żeby zostać dłużej. Wyciąć z kalendarza trening. Obciąć czas na blogowanie. Przesunąć czas z dziećmi na weekend. A później się sypie i wpada się w wir. Jest rozwiązanie, chociaż niepopularne. I nie są to narkotyki ;).
Samodyscyplina
To podstawa. Potrafić ustawić sobie ograniczenia i ich się trzymać, bo wtedy pojawia się rozwój. Problem „brak czasu” jest wydumany. To od nas zależy na co przeznaczasz czas. Jeżeli masz taki lemingowy mechanizm jak ja „praca jest dobra”, to potrzebujesz postawić barierę ile tej pracy ma być, jaki ma być czas na ważne sprawy. I chociaż to cholernie trudne, to ma sens. I warto walczyć, bo wtedy rozwiązujesz prawdziwy problem.
Moje rozwiązania na teraz
Kilka zasad, których chcę się trzymać:
- Sobota całkiem bez pracy nawet, gdy mi się chce :) – jeden dzień resetu i zakaz dotykania czegokolwiek i wplanowywania tam nawet małej roboty. Nie ma. Koniec.
- Niedziela – jak mi się zachcę to mogę coś zrobić pod warunkiem, że zadbane są priorytety Rodzina, Trening, Odpoczynek. I najwyżej praca, którą i tak lubię, czyli np. pisanie, czy projektowanie.
- Trening wpisany w kalendarz jest święty – ma się dziać i tyle. Nie ma prawa zżerać tego czasu praca.
- W dniu szkoleniowym nie planuję pracy dodatkowej – przez kilka lat wyrobiłem sobie myślenie „szkolenie to nie praca” ;) i ignorowałem, że to jest ok. 9 godzin niezłego wysiłku intelektualnego. Później się wkurzałem, że nie robię pracy przed i po szkoleniu. Po prostu to overkill.
- NO WORKING ZONE od 18:00 od poniedziałku do piątku. To czas na Rodzinę, Blogowanie, Relaks. Dopuszczam pracę nad rzeczami, które lubię, ale tylko takimi, które pozwolą na skalowanie mojego czasu (np. delegowanie pracy na kogoś innego lub jej automatyzację).
- Zobaczymy jak to będzie działać. Jest już pokusa, żeby skasować sobie urlop w maju. Ratujcie i nie dajcie mi tego sobie zrobić ;).
Wnioski praktyczne
Sprawdź ile się mieści w Twoim słoiku. Polecam książkę „Nawyk samodyscypliny” który opisuje ideę odwrotnego harmonogramu. Bardzo przydatne na start. Nie obejmuje całej pracy biznesowej i projektowej, ale to już inne story. Na początek naprawdę świetne.
Pytanie na koniec
Jakie masz zasady, których nigdy nie łamiesz i dzięki temu tworzysz przestrzeń na realizowanie siebie poza pracą?