Każdy człowiek pragnie szczęścia i spełnienia. Ciężka praca, wyrzeczenia, przekraczanie własnych granic – wszystko to ma zapewnić satysfakcję w poszczególnych sferach życia, także w tej zawodowej. A co, gdyby okazało się, że drabina sukcesu, po której mozolnie się wspinasz, jest przystawiona do niewłaściwej ściany?
Pułapka paradygmatów przyczyną braku motywacji do pracy i działania?
Na pierwszy rzut oka może się to wydawać niedorzeczne, ale ta słynna wśród coachów i mówców motywacyjnych metafora zaskakująco trafnie oddaje sytuację zawodową (i nie tylko zawodową) wielu osób. Koncentracja na wykonywaniu pracy samej w sobie może spowodować zatracenie celu jej wykonywania. Nietrudno wtedy jest patrzeć jedynie na własne ręce lub nogi, które z trudem zdobywają kolejne szczeble drabiny kariery. Drabiny, której szczyt znajduje się w miejscu, w którym nie chce się być.
Co powoduje taki stan rzeczy? Zazwyczaj nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie, jednak często przyczyną jest zniekształcony odbiór rzeczywistości. Wynika to z wewnętrznych paradygmatów. Paradygmat może być najprościej wytłumaczony jako sposób postrzegania świata. To swoisty punkt odniesienia, okulary, przez które filtrowana jest rzeczywistość. Osoba w różowych okularach widzi wszystko przez różowy filtr szkieł, a osoba w czarnych okularach – przez filtr czarny. Znajduje to także odzwierciedlenie w staropolskim przysłowiu mówiącym, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :)
Każdy człowiek posiada określone paradygmaty, które same w sobie nie są niczym złym. Problem pojawia się, kiedy są one nieuświadomione i/lub daleko odbiegające od stanu faktycznego. Taki stan rzeczy jest najczęściej powodowany przez szeroko pojęte środowisko – naszą rodzinę, kolegów, otoczenie zawodowe itp. Mogą wówczas doprowadzić do działania z bardzo ryzykownymi założeniami. Jak takie założenia mogą wyglądać w codziennym życiu?
- Jeśli tylko skończę studia, na pewno będę mieć satysfakcjonującą, dobrze płatną pracę.
- Wszyscy inżynierowie mają zapewnioną świetlaną przyszłość zawodową.
- Na rynku pracy, zaraz po studiach, to ja będę dyktować warunki i przebierać w ofertach.
Niestety życie bardzo boleśnie weryfikuje te i podobne im stwierdzenia, co może przekładać się na brak motywacji do pracy i rozwoju. Niebezpiecznym jest także odwlekanie konfrontacji z rzeczywistością w czasie. Wzmacnia to bowiem dodatkowo i tak trudne w przyjęciu negatywne skutki. Dlaczego zatem wiele osób tkwi w tej sytuacji
Strach przed zmianą, jako blokada rozwoju kariery zawodowej
Jak powiedział Heraklit z Efezu – wszystko płynie – jednak najczęściej nie jest to łatwe do przyjęcia. Naturalnym odruchem w stosunku do zmiany jest niechęć i odrzucenie. Wynika to z niepewności, którą zmiany ze sobą niosą oraz poczuciem zagrożenia z tym związanym. Każda zmiana wymaga opuszczenia własnej strefy komfortu, to jest, cóż… z założenia niekomfortowe :)
Niekiedy z wnętrza podświadomości i intuicji wypływają sygnały ostrzegające o chorobliwym stanie rzeczy. Czasem dostajemy je także od innych ludzi. Strach przed ewentualna zmianą i opuszczeniem strefy komfortu okazuje się jednak często na tyle silny, że łatwiejszym rozwiązaniem jest zagłuszenie tych sygnałów. Najprostszym sposobem na to okazuje się zwykle zintensyfikowanie działań, aby nie pozostawić sobie czasu na przemyślenia nad ich sensem. Wpada się wówczas w zabójczą spiralę, w której natłok pracy uniemożliwia zweryfikowanie jej przydatności.
Dodatkowo pojawia się wówczas często nienegocjowalne oświadczenie o braku czasu. Świetnie ilustruje to inna słynna anegdota. Kiedy na budowie kierownik zapytał pracownika, dlaczego biega po placu z pustą taczką, ten odpowiedział: – Panie kierowniku, tyle roboty, że nie ma kiedy załadować :)
Poszukiwanie własnej ścieżki kariery i rozwoju
Sam fakt, że to czytasz, świadczy o tym, że poszukujesz. Być może doskonale wiesz czego. Być może znasz tylko ogólny zarys. Być może nie masz w ogóle pojęcia. A może też trafiłeś tu zupełnie przypadkiem. Pewne jest natomiast, że przeczytałeś już kawał tekstu i wciąż czytasz dalej :)
Samoświadome podejście do tematu nie jest łatwe. Z jednej strony walka odbywa się z samym sobą, z drugiej – z otoczeniem. Wyjście poza utarte schematy powoduje niekiedy wyśmianie lub w najlepszym wypadku brak zrozumienia. Podążanie pod prąd to niejako sprzeciwienie się i zakwestionowanie społecznego dowodu słuszności, co może powodować dyskomfort osób obserwujących takie niecodzienne działania. Uruchamia się często reakcja alergiczna opisana wcześniej – źródło sygnału (czyli osoba wyłamująca się) zostaje przez środowisko zagłuszona.
Nie ma jednej, uniwersalnej odpowiedzi na pytanie: Jak się za to zabrać? To, czy dane techniki i narzędzia działają właściwie zależy w dużym stopniu od osobowości i własnych preferencji. Niektórzy lepiej czują się w świecie tabeli i wykresów, do innych przemawia swobodnie napisany tekst lub mapa myśli narysowana kolorowymi flamastrami na wielkim arkuszu papieru. Pewnym jest natomiast, że to ogromny wysiłek psychiczny. Niewiele osób jest bowiem przyzwyczajonych do pracy na takim poziomie abstrakcji, bo i dzisiejszy świat spycha większość uwagi do poziomu samego tylko wykonywania zadań.
Z mnogości możliwości można jednak wyodrębnić fazy powtarzalne, niezależnie od wybranego sposobu ich realizacji:
- Po pierwsze: Zatrzymaj się! W którymkolwiek momencie życia zawodowego lub edukacji jesteś. Zrób to chociaż na chwilę – znajdź czas dla siebie. Kilka godzin, w których będziesz w stanie pochylić się nad sensem własnych działań.
- Po drugie: Zajrzyj w siebie! Tworzenie wielkich planów, zmian życiowych/zawodowych to tak naprawdę wydobywanie stłamszonych wcześniej wartości i pragnień. Nie trzeba wynajdywać koła na nowo :) Świetne narzędzie zaproponował tu Stephen R. Covey w swoim bestsellerze 7 nawyków skutecznego działania. Otóż zaleca on, aby wyobrazić sobie jak najdokładniej… swój własny pogrzeb. Za 3 lata od dnia dzisiejszego, w konkretnym dniu. Podczas uroczystości przemawiają bliskie Ci osoby (po jednej z rodziny, przyjaciół, pracy i kościoła/organizacji społecznej). Należy wypisać, co chciałbyś od każdej z nich usłyszeć w kontekście własnego charakteru (jaki byłeś), wkładu (co robiłeś) i osiągnięć (co przez to osiągnąłeś). Pozwala to niesamowicie otworzyć się na własne wnętrze.
- Po trzecie: Dowiedz się o sobie jeszcze więcej! Każdy ma wrodzone umiejętności, mocne i słabe strony. Świadomość pomoże Ci wybierać co wzmacniać, co niwelować oraz jakie decyzje podejmować w tym kontekście. Możesz wykorzystać do tego profesjonalne szkolenie z trenerem, coachem (koniecznie profesjonalistą) lub test online – np. płatny StrenghtsFinder lub darmowe 16personalities.com. Za każdą z tych metod stoją solidne podstawy naukowe.
- Po czwarte: Podejmij decyzje na podstawie własnych przemysleń i zacznij działać! Nic nie dzieje się samo, dlatego aby wprowadzić wyniki całego procesu w życie, musisz podjąć odpowiednie działania. W jaki sposób to robić, aby były skuteczne i aby się nie zagubić to materiał na wiele oddzielnych publikacji (tematykę tę porusza np. gospodarz tej strony – Mariusz Kapusta).
- Po piąte: Powtórz! Jest to proces, który trwa całe życie i polega na ciągłej zmianie i dostosowywaniu. Nie można zrobić sobie przerwy od życia :) Częstotliwość ponownego przerabiania powyższych kroków jest zależna od indywidualnej sytuacji, natomiast w większości przypadków raz w roku jest zupełnie wystarczające.
Moja historia (w skrócie)
Kilka lat temu sam z pewną dozą niedowierzania i sceptycyzmu chłonąłem wiedzę na temat samoświadomości, odpowiedzialności, misji i wizji swojego życia. Obserwując swoje zachowania, naturalne zdolności i widząc ich efekty, zacząłem się zastanawiać nad kierunkiem, w którym zmierzam. Z czasem (podczas procesu opisanego w tym artykule) stało się dla mnie jasne, że właściwym dla mnie zajęciem jest praca z ludźmi, wytyczanie nowych kierunków i strategii, kierowanie i organizowanie działań. Przystawiłem swoją drabinę do odpowiedniej dla mnie ściany.
Dzięki temu momentowi oddechu mogłem podjąć właściwe decyzje i kształtować swoje działania w taki sposób, aby prowadziły mnie tam, gdzie chcę być. Zacząłem dokształcać się w dziedzinie zarządzania i kierowania ludźmi oraz organizacjami (podczas studiów podyplomowych oraz czerpiąc z bogactwa wiedzy dostępnej w Internecie). Zgodnie ze staropolskim przysłowiem im dalej w las, tym więcej drzew, stopniowo poznawałem siebie i zacząłem zauważać, jak wiele jeszcze muszę się nauczyć. Mimo to wiedziałem, że trudzę się wspinaniem po odpowiednich szczeblach.
Odejście od potencjalnie bezpiecznej, niejako predefiniowanej ścieżki kariery konstruktora (ukończyłem mechanikę i budowę maszyn) w stronę zarządzania projektami i zespołami było bardzo trudne ze względu na rewolucję w dwóch płaszczyznach. Po pierwsze zmieniłem ścieżkę rozwoju – ze specjalisty stałem się menedżerem, osobą odpowiedzialną nie tyle za wykonywanie pracy co za kierowanie nią. Po drugie specyfika branży spowodowała, że podjąłem decyzję przejścia do innego obszaru (mimo, iż mechanika była i wciąż jest bliska memu sercu). Niestety, w tej dyscyplinie kładzie się bardzo wysoki nacisk na ekspertyzę techniczną. Nawet osoby zarządzające zespołami są najczęściej konstruktorami z wieloletnim doświadczeniem i stosunek wykorzystywanych w pracy umiejętności twardych do miękkich wynosi ok. 70-80% do 20-30%.
Z tego powodu wybór padł na IT, gdzie ten współczynnik jest co najmniej odwrotny. Ponadto to właśnie z IT wywodzą się nowoczesne, zwinne metodyki, które starają się podołać dynamice w otaczającym świecie właśnie przez nacisk na umiejętności miękkie. Ze względu na olbrzymie zapotrzebowanie rynku na pracowników w tej dziedzinie, również sama branża bardzo dojrzała do adopcji osób, wywodzących się z innych gałęzi przemysłu. Dzięki temu mój przypadek nie jest odosobniony, co ułatwia przystosowanie się do nowych warunków.
Czy warto się w ogóle z tym męczyć?
Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Tobie. To od Ciebie zależy, w jaki sposób wykorzystasz czas, Twój najcenniejszy zasób. Czy poświęcisz go choć trochę, aby zatrzymać się i zastanowić, czy to, co robisz, doprowadzi Cię tam, gdzie chcesz być? Czy świadomie określisz, co to za miejsce? Ja zdecydowanie polecam oderwanie się od codziennej rutyny i popłynięcie pod prąd. Mimo że wciąż (lepiej lub gorzej) kształtuję i zmieniam swoje życie, to absolutnie nie żałuję żadnej chwili na to poświęconej. To dzięki temu mogłem choćby napisać ten tekst czy zacząć pomagać innym w znalezieniu własnej drogi. I jestem przekonany, że moja taczka jest wypełniona i to wypełniona właściwą zawartością :)
Michał Miśkiewicz
Project Manager