Siedzę sobie w kawiarni po trzecim dniu szkoleń. I zastanawiam się, co takiego daje zarządzanie projektami. Jaki jest mój wkład dla świata vs. np. takie zawody jak lekarze, którzy faktycznie robią coś pożytecznego.
Po co komu szkolić się z zarządzania, delegowania..
Po co budować zespoły i uczyć metod dobrej komunikacji..
W jaki sposób to poprawia życie innych..
Ten temat chodził za mną bardzo długo. To tak, gdy czujesz, że robisz coś co ma sens, bo ludzie Ci o tym mówią i widać to, natomiast wydaje się, że to ma tylko i wyłącznie znaczenie materialne. W końcu pracujesz nad usprawnianiem procesów biznesowych. Na pewno, tak bo głównym motywatorem jest najczęściej większy zysk, niższe koszty. Ale jest też drugie dno.
„Tato, czy w ten weekend będziesz w domu?” to taki bardzo namacalny przykład tego, że czemuś warto się przyjrzeć. Albo swoim priorytetom, albo temu dlaczego tak jest. Złe zarządzanie to nie tylko obsuwy w terminach oddania kolejnego brief’u, strony internetowej, czy raportu. To mega koszt na niwie prywatnej. Nadgodziny, stres, osłabienie relacji.
Tego niby nie widać w bilansie. Do czasu, aż zaczyna się mówić o wypaleniu zawodowym, braku motywacji, niskim zaangażowaniu. I takich tam sprawach. Wtedy sporo inicjatyw zmierza do rozwiązania problemu.
Albo i nie. Można wymienić człowieka na innego. Przy wielkim zdziwieniu, że „tak dobrze się zapowiadał”.
Ponieważ człowiek to pojętne zwierzę to szybko uczy się akceptować taki stan rzeczy i tłumaczy dzieciom, że zarabia pieniądze na ich edukację i zabawki.
Czy to czasem nie jest bezsensowna pętla? Jeżeli się zastanowić nad tym na prosty, chłopski rozum, to jeżeli staramy się sensownie zarządzać, upraszczamy sobie życie, pilnujemy podstawowych zasad szacunku dla siebie, swojego czasu i wyznaczonych granic to budujemy coś stabilnego, co trwa. Nie wyklucza to naturalnego zap….., gdy tego wymaga sytuacja, ale gdy zdajesz sobie z tego sprawę, wiesz, że skompensujesz go czasem na regenerację.
Nie jestem święty. Wprost przeciwnie. Mam za sobą okresy pracy po kilkanaście godzin dziennie przez kilka miesięcy. Pracy w weekendy i wyjazdów na kilkanaście dni w ciągu miesiąca.
Zarwane nocki i uzależnienie od kawy. Nic co ludzkie nie jest mi obce. Nie jestem też naiwny. Nie da się zmienić świata ot tak.
Nie każdy manager jest urodzonym liderem i potrafi zdziałać cuda. Ale może się starać. Zmieniać i naprawiać swoją działkę.
Nie da się nagle zmienić kultury firmy i zlecania roboty „na wczoraj”. Najczęściej to „na wczoraj” bierze się stąd, że ktoś czegoś nie dopilnował. Ale to całe „na już” spada na ludzi, którzy ten błąd naprawią. To na nich się ciśnie, żeby dostarczyli na czas, ale nie bardzo sprawdza się dlaczego do tego doszło. Idąc w górę okaże się, że zlecający też się nie wyrobił, bo ma pracy na 80 godzin w tygodniu, z czego 40 godzin to spotkania.
Nie ma czasu na myślenie!
W czasie spotkań zamiast skupić się na 10 minut i rozwiązać temat większość ma otwarte laptopy i robi coś innego, bo nadgania robotę. Jesteśmy spóźnieni już w momencie rozpoczęcia spotkania! Jego jakość będzie beznadziejna. Żaden problem nie zostanie rozwiązany. Poklepiemy się tylko po ramieniu, że było fajnie i coś staraliśmy się zrobić. A za tę niedoróbkę ktoś zapłaci. Byle nie ja!
Mam poważny problem ze zgodą na taką rzeczywistość. Odróżniam konieczność ciężkiej pracy (nie unikam jej) od bezsensownego wykrwawiania się. Analogia do taktyki armii amerykańskiej i radzieckiej w czasie II wojny światowej. Amerykanie zapewniają wsparcie atakującej piechocie. Sowieci stosują strategię „nas mnoga”. Żołnierzem której armii wolisz być?
Mogę się mylić. Mogę nie rozumieć tego jak się pracuje, chociaż kilka lat pracy w korporacji i współpracy z korporacjami i mniejszymi firmami pozwala mi opierać się na faktach.
Wiem, że łatwiej się pracuje, gdy przychodzisz do miejsca, które lubisz. W którym dostajesz to czego chcesz i jest ono częścią zrównoważonego życia. Zrównoważonego po swojemu.
Wybierasz, co jest dla Ciebie: 16 godzin pracy i szybki awans, czy 8 godzin pracy i spokojna praca. Każdy decyduje sam. Ale masz prawo do tego, żeby te 8 lub 16 godzin były sensowne.
Masz prawo do dobrego dowodzenia. I tu jest to, co tak naprawdę ważne.
Każda zmiana systemu na lepsze, nawet na najniższym poziomie sprawia, że nie tylko pracuje się efektywniej, ale żyje się lepiej. Każdy projekt zrealizowany o czasie, każde zagrożenie, które ktoś przewidział i zapobiegł, każda usunięta z zakresu projektu bezsensowna praca to mniej pytań „Tato, czy w ten weekend będziesz w domu?”.
To jest moje odkrycie i połączenie tego, co mi umykało. Właśnie, dlatego to robię.
Każdy hint, który wykorzysta ktoś z mojego szkolenia, czy gry. Każdy pomysł na to, żeby poprawić coś dla siebie to mój sukces.
Uwielbiam pracę z procesami, rozwiązywanie problemów, pokazywanie słabych punktów i ich usuwanie.
To nie tylko daje pieniądze, to sprawia, że świat jest lepszym miejscem. A dodatkowo to niezła motywacja dla mnie, żeby poprawiać to, w jaki sposób sam zarządzam sobą i innymi. I dzielić się tym doświadczeniem.
A może się mylę i jestem naiwny? Nie wiem. Na razie nie zamierzam zmieniać podejścia. Bo dzięki mnie dzieci mają swoich rodziców dla siebie.