Wg Google jest 10 cech najlepszych menadżerów. Jedną z nich, na której dzisiaj się skupimy, jest bycie coachem. Podobno dobrzy menadżerowie są jednocześnie dobrymi coachami.
Dobry manager to dobry coach
Jak się wam kojarzy coaching, czy w ogóle z niego korzystaliście kiedykolwiek i co sobie o coachingu myślicie? Niestety nie ma najlepszej marki, przynajmniej w moim bąblu, w mojej bańce. Był taki moment, gdzie każdy był coachem, byli coachowi od wszystkiego, coach od żywienia, sex coach, lifestyle coach, kurczę, coach, coach, od wszystkiego coach i coaching, coś tam, cuda niewidy na kiju i bardzo fajne narzędzie powstało trochę zjechane.
Co ja wiem o coachingu, żeby o tym opowiadać? Przechodziłem taki kurs coachingu grow jeszcze jak byłem menadżerem. Później zrobiłem certyfikację ICC, International Coaching Certification. Dawno, dawno temu. Robiłem to głównie po to, żeby przepracować moje tematy, ale też chciałem być coachem. I przez pewien czas praktykowałem coaching zawodowo, ale później wycofałem się z tej praktyki, bo stwierdziłem, że nadal wykorzystuję te narzędzia, ale coaching nie jest dla mnie, ze względu na mój temperament, nie jestem wystarczająco cierpliwy, natomiast bardzo dużo coachingowego podejścia wykorzystuję czy w prowadzeniu spotkań, czy w prowadzeniu szkoleń itd. Opowiem wam w perspektywie takiej praktycznej. O co chodzi z tym coachingiem i jak się za to zabrać? Po pierwsze, sama koncepcja jest stosunkowo prosta, tylko wymaga trochę czasu, żeby się tego nauczyć. Coaching polega na tym, że ty nie narzucasz swojego podejścia, swojego sposobu widzenia ludziom, tylko pozwalasz im dzięki pytaniom odkryć rozwiązanie, które mają w sobie i co do którego mają zasoby, żeby je odpowiednio rozwiązać. No i brzmi to magicznie, na zasadzie ok, dobra, zajebiście, czyli co, o tym nie pytasz, a tam pod spodem dzieją się jakieś cuda.
Ja wymyśliłem nawet pytanie dla leniwego coacha. Przychodzisz na sesję i najlepsze pytanie, które możesz zadać, to jest, o co mogę cię dzisiaj zapytać? Nie, to już w ogóle nie możesz robić, po prostu ktoś coś mówi, pogłębiasz swoje pytaniami i nic nie musisz wymyślać. No to jest trochę ok, przyśmiewczo. Natomiast idea jest następująca. Chodzi o to, żeby pobudzić ciebie do myślenia, że masz problem, myślisz, że nie jesteś w stanie go rozwiązać, tylko ty go masz itd. i zamykasz się w sobie.
Natomiast pytania powodują w pewien sposób ciekawość, przekierowują twoją energię w odpowiedni sposób i coaching to nie tylko pytania, czasem po prostu pewne ćwiczenia, które sprawiają, że możesz sobie przeramować rzeczywistość. I różne mniejsze albo większe triki widziałem w mojej karierze, niektóre po prostu były mistrzostwem coachingu uważam. Trochę chcę wam to powiedzieć. Tym coachem nie stajesz się z dnia na dzień. To jest po prostu kwestia praktykowania sobie. Jak ja wszedłem w coaching, to coachowałem każdego, kto nie uciekał wystarczająco daleko. Było słuchaj, tutaj mam pomysł, chcę ciebie przecoachować. Zrobiłem testy na wszystkich. Okazywało się, że np. z nastolatkami to wygląda bardzo słabo. Dlaczego coaching tam słabo działał? Ponieważ jak ktoś nie ma zasobów, o które może osadzić swoje myślenie, to tam dużo lepiej zadziała mentoring. Co znaczy, żeby dać sobie ten czas, żeby się nauczyć coachingu? Złapać bazowe tematy i odrobinę sobie popraktykować w różnych sytuacjach. Tak naprawdę praktykując jedną prostą technikę, którą wam pokażę, może wam bardzo pomóc w rozmowie z zespołami.
To jest generalnie nieważne, na jakim poziomie byłeś i jesteś, jak myśląc sobie, no dobra, dwadzieścia parę lat temu byłem zdecydowanie na innym poziomie, a też po prostu byłem w stanie być coachem dla mojego zespołu ze względu na moje doświadczenie, które było bardziej do przodu niż zespół, którym zarządzałem. Natomiast wydaje mi się, że żeby w ogóle się w czymkolwiek rozwijać, to warto rozwijać przede wszystkim siebie, żeby siebie poznawać pod kątem swoich wartości, swoich zachowań, swoich typów osobowości, swojego działania, swoich nawyków, swoich odchyłek, swojego cienia, ciemnej osobowości. Po co to wszystko? Bo mi na przykład to ułatwia, że gdy rozmawiam z kimś i mogę popatrzeć z dystansu na to, że jest osoba na jakimś poziomie rozwija się, jest na tym poziomie, na którym jest, mogę popatrzeć w boku i nie wikłać się w specjalnie w sytuacji i mogę odnieść się też do sytuacji, które ja na przykład skopałem. Bardzo łatwo jest patrzeć w boku, że ktoś zrobił coś nie tak. Mówisz, kurde, jak on mógł to zrobić? I przypominasz sobie ileś sytuacji, których ty też chcąc zrobić dobrze, coś skopałeś. Więc to poznawanie i praca nad sobą z mojej strony buduje jakby większe zrozumienie dla ludzkich zachowań. Nie znaczy, że w 100% są akceptacje, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, dlaczego ktoś się zachował w taki ani inny sposób.
Planowanie swojego rozwoju i rozwijanie siebie
Znowu, zatrzymując się na sobie, kiedyś prowadziłem takie warsztaty lifestyle design jeszcze za czasów bloga proaktywnie, no i jedna z rozmów była taka, słuchajcie, możecie sobie zaplanować pewną ścieżkę, gdzie chcecie być, w którą stronę chcecie pójść, żeby nie życie wam się przydarzało, tylko żebyście jakoś tym kierowali. Jeden z uczestników powiedział, kurczę, ja o tym tak nie myślałem, wydawało mi się, że pewne rzeczy się przydarzają same w siebie.
No i mogą się przydarzać same, natomiast wtedy wylądujesz tam, gdzie zawiodły cię przypadki. Natomiast pomyślenie sobie, gdzie chciałbym pójść, co mnie interesuje, jak bym się chciał rozwijać, sprawia, że jakoś możesz ten żywioł życiowy kształtować i znowu to jest doświadczenie, które można przełożyć na innych. Na razie się okazuje, że w tych radach o tych, jak mówię, że jak być dobrym coachem, to znaczy, że większość, o których mówimy, to jest najpierw skup się na sobie, żebyś świadomie potrafił się rozwijać, no i w to w tu procentach wierzę.
Przechodziłem ileś tam etapów na zasadzie takich, że byłem przekonany, że ja już wiem, kurde, jak to działa, jak kumam, że wiem, jak to działa. O, teraz dopiero zakumałem, jak to działa i doszedłem do etapu na zasadzie o cholera, jak ja mało wiem. Jestem przekonany, że połapię sobie kawałek i za chwilę, za jakiś czas, jeżeli będę robił dobrze, znowu wyląduję w temacie, w którym się znowu zorientuję, że nie wiem i nie kumam, nie? I to nie na tej zasadzie, że się chwalę po prostu ile rzeczy nie potrafię. Umiem coraz więcej, ale okazuje się, że widzę, jak bardziej to jest bogate. Zostawiając tą dygresję, bo to się robi filozoficznie. W skrócie, pracujesz nad sobą i jesteś w stanie pomóc innym.
Nie wiem, przynajmniej mi to jest potrzebne. Wydaje mi się, że wielu ludziom też jest potrzebne, że są obszary, w których ty możesz pokazać tak, kurde, tu jestem zajebisty. Tak, moja wartość jest tutaj niepowtarzalna i świetna, nawet jeżeli mój wewnętrzny krytyk jakoś by to rozwalał i mogę się gdzieś pokazać ludziom i napompować moją energię, moją zajebistością.
Natomiast to jest właśnie kawałek, którego potrzebujemy, uznania. Fajnie, żebyście takie miejsce mieli. Dlaczego? Nie wchodzę w dyskusję, motywacja wewnętrzna, to jest coś, czego potrzebujemy jako ludzie, dostrzeżenia naszej wartości po to, żebyście budowali też swoją wartość i żebyście byli jej pewni. Nie uzależnionej od świata wewnętrznego, tylko takiej ugruntowanej, że tak faktycznie w tym jestem dobry. Znowu, myślę, że u wielu ludzi tak występuje i to jest wzorzec, że masz takie momenty, jest syndrom oszusta, że się zastanawiasz, kurde, czy ja naprawdę jestem taki dobry, a może ja sobie to wymyśliłem, może żyję w jakimś wirtualnym świecie, że mi się wydaje, że potrafię coś zrobić. I to podkopuje twoją wiarę w siebie.
Jak w pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, no tak, są rzeczy, w których jestem cienki, są rzeczy, które wywracają, są rzeczy, które totalnie mi nie idą, ale są tematy, w których jestem zajebisty. To buduje takie ugruntowanie, że skoro ja jestem okej i mam tą swoją wartość, mogę ją przekazywać innym. Dlatego mówię, że fajnie, żebyście mieli to miejsce, gdzie błyszczycie, bo my też mamy w naszym polskim mentalu na zasadzie takiej trochę skromności, że nie, nie chwal mnie, to wcale nie jest tak fajnie, o nie, to tylko, to nie, że ładnie dzisiaj wyglądam, no to tylko po prostu światło takie, kojarzycie ten klimat.
Jeżeli będziecie mieć takie miejsce, gdzie możecie się wykazać jako wy, to wtedy macie szansę wesprzeć innych. I, bo masz te zasoby, czujesz się pewnie, wiesz, że możesz pomóc, nie odpala się rywalizacja, a w czasie prowadzenia czy coachingu, mentoringu, czy cokolwiek, no nadal jesteśmy człowiekiem, odpalają się różne mechanizmy, więc clue jest takie, ogarniasz swój core, swoje sedno, to masz zasoby, żeby wesprzeć innych i to jest dla mnie to, powiedzmy, coś, co sprawi, że będziecie lepszym coachem. Pracuj nad sobą, to będziesz w stanie popracować też z innymi nad innymi.
Wykorzystanie modelu à la grow
Model à la grow, bo będziecie mieć całą masę szkół, coachingu, można rozwijać na różne sposoby, różne narzędzia, coaching prowokatywny, nie prowokatywny, może być ich dużo, natomiast potrzebujesz takiego czegoś na co dzień, od czego możesz zacząć, bez wchodzenia w szkoły coachingowe, no to jest model grow.
Model grow to są cztery rzeczy, takie dające strukturę, czyli jest goal, reality, options, way forward. Jak to działa? Zaczynasz spotkanie, jest jakiś problem, wyzwanie, temat do przegadania. To pierwsza rzecz, pytasz osobę, która do ciebie przychodzi, dobra słuchaj, z czym chcesz wyjść z tego naszego dzisiejszego spotkania, czego oczekujesz, w którym kierunku mamy się zorientować. To jest bardzo fajny patent, bo od razu ustawia jakoś myślenie, aha, słuchaj, mam problem taki, że nie wiem w jaki sposób porozmawiać z klientem, który mnie ciśnie i wydaje się, że nie szanuje, z czym chciałbym wyjść z jakimś sposobem, jak ja z nim mogę porozmawiać, żeby to rozwiązać. Albo, wiesz co, chcę wyjść z pomysłem, jak się tym po prostu nie przejmować. To ta osoba, która do ciebie przychodzi, decyduje, jakich cele chce osiągnąć. To jest OK, dobra, jeżeli chcę popracować nad tym, żebym miał na to wywalone, to jest spoko. To jest mniej więcej dzisiejszy mój cel, z czym ja bym dzisiaj przyszedł. Jak się nie przejmować tramwajem na Wilanów i rozkopaną Warszawą. Jak się tym nie przejmować? Reality. No dobra, to jest kolejny punkt. Słuchaj, jak wygląda sytuacja? Trzymajmy się bardziej tego tematu, że klient traktuje kogoś z waszego zespołu niezbyt OK. No słuchaj, spotkaliśmy się trzy razy, on te spotkania kończy przed czasem, spóźnia się, każe mi robić notatki. Ja mam poczucie, że to jest po prostu słabe. Możesz dopytać, OK, co już próbowałeś zrobić, żeby się zadziało. No wiesz, no nic nie zrobiłem tak na dobrą sprawę, bo wydaje mi się, że to jest nie fair i nie miałem pomysłu, zawsze mnie zatykało. W reality zbierasz, jak wygląda rzeczywistość z perspektywy tej osoby, z którą rozmawiasz i pomagasz ewentualnie dojść, słuchaj, czy brałeś pod uwagę też jakieś rozwiązania. Tu jest taki tricky moment, że można wpaść w to, że zaczniesz trochę doradzać, zaczniesz rzucać swoje perspektywy, podrzucać pewne tematy i trzymając się takiego pure coachingu, nie powinieneś tego robić, ale znowu, nie chodzi o to, żebyście mieli narzędzie doskonałe, żebyście byli doskonałymi coachami, tylko żebyście mieli pewne narzędzie, pomóż złapać człowiekowi, gdzie jest.
Trzecia opcja, słuchaj, no to jakie masz wyjścia w tej sytuacji? Masz jedną, co jeszcze możesz zrobić? Tutaj generujemy pomysły, jak sobie z tą sytuacją poradzić. I tu znowu jest zabawa tworzenia różnego rodzaju narzędzi. Ja miałem duży fan w robieniu narzędzi, które pomagały złapać nową perspektywę na rzeczywistość i wypracować jakieś rozwiązania. Idea jest taka, że minimum trzy opcje, w którą stronę możesz sobie człowieku pójść i co możesz z tym zrobić. To jest taki mega ważny moment, bo człowiek zaczyna widzieć, że nie jest tylko jedno, że dobra, nie pracuję z tym klientem, ale albo mogę porozmawiać, albo będziemy jechać przez maila, albo zaproszę przełożonego na to spotkanie. Pojawia się jakiś spektrum czegoś, że możesz coś z tym zrobić. Pojawia się możliwość sprawczości.
I czwarty krok, way forward, słuchaj, no to co z tym zrobimy, którą opcję wybierasz? Wiesz co, to ja z tym człowiekiem porozmawiam, przygotuję się do tego spotkania. Ok, dobra, to co musisz zrobić, żeby się przygotować do tego spotkania? Kiedy to zrobisz? Co ci może przeszkodzić? Czy masz wszystkie zasoby? Upewniasz się, że człowiek może to zrobić, nie? Czyli zaczynamy od celu, pomagamy zmapować rzeczywistość, określić jakieś opcje, najczęściej to jest clue, że ktoś myśli, ja nie mam wyjścia w tej sytuacji, nagle zaczyna widzieć wyjścia i zaczyna być plan do tego, żeby ruszyć. I odpowiedzialność jest w powstaniu osoby, która do ciebie przyszła. To nie ty będziesz sprawdzać, jak ci idzie, tylko słuchaj, pomogłem ci, zrób to, co ustaliliśmy. Jeżeli tego nie zrobisz, to też jest jakaś informacja zwrotna i też można z tym popracować, tak? Czyli cel, jak jest, jakie są opcje rozwiązania, co można zrobić dalej.
Ja korzystam z tego modelu też bardziej tak mentoringowo, pracując z zespołem i wtedy sobie pozwalam, słuchaj, ja jeszcze widzę na przykład takie opcje, co o tym myślisz. Jest tutaj pewne ryzyko, ale już nie będę w nie wnikał. Narzędzie jest fajne, jakbyście nie popatrzyli, większość modeli mniej albo bardziej przekminionych będzie operowało wokół tego, jest świetne i fajnie to strukturyzuje.
Kolejna rzecz, wykorzystujesz przywództwo sytuacyjne czyli dopasowujesz swój sposób pracy do człowieka, z którym działasz. Tak jak mówiłem, że dla piętnastolatków słabo będzie działać na zasadzie coachingu, słuchaj, jakie masz opcje, bo ten człowiek nie ma zasobów, więc w przypadku tej osoby będziesz bardziej dyrektywnie podpowiadał, co można zrobić. A jak się okazuje, że osoba ma coraz więcej doświadczenia, no to faktycznie coaching może wyglądać w tą stronę, słuchaj, to ja będę jechał tylko pytaniami, nie będę zadawał pytań, nie będę ci nic podpowiadał, działając tylko jakaś taka inteligentna deska do odbijania i zadawania pytań, jesteś w stanie rozwiązywać temat.
Najśmieszniejsze jest to, że po kilku wersjach, które robiliśmy, na której wersji ktoś mówi, wiem o co mnie pytasz, jaki jest mój cel, to o tym myślałem, mój cel jest taki i rzeczywistość jest taka, jak okazuje się, że sama moja obecność rozwiązywała temat, bo człowiek nauczył się myśleć w pewien konkretny sposób i rozwiązywać tematy, to jest fajna magia, że jak popracujesz z częścią ludzi, to sami będą się coachować, więc tutaj dopasowanie tego, jak dużo ciebie ma być versus jak mało ciebie ma być, będzie zależało od etapu, gdzie ktoś na situational leadership się znajduje. Podsumowując całość, no i teraz główna refleksja jest taka, że dużo pracy nad sobą. Trzeba wydać czas, żeby się coachingu nauczyć.
Podsumowanie
Po pierwsze, znasz siebie, poznajesz siebie, pracujesz nad sobą, planujesz rozwój, żeby to robić świadomie, masz miejsce, gdzie możesz zabłysnąć i dowartościować siebie, swoje ego itd. I dzięki temu masz wyobraźnię, żeby wesprzeć innych, wykorzystujesz coś na zasadzie modelu grą, no i korzystasz z przywództwa sytuacyjnego, dopasowujesz to swoje podejście do człowieka, w zależności od tego, gdzie jest. Także część merytoryczną uważam za zakończoną.
Oczywiście liczę na Wasz komentarz, napiszcie w komentarzach co myślicie, jak to dla Was działa, czy wykorzystujecie jakieś swoje metody, może po prostu macie menadżera, który faktycznie jest świetnym coachem i się tego nauczyliście, doświadczyliście coachingu i polecacie albo nie polecacie, jak to działa.
Wielkie dzięki. Powodzenia w byciu coachem, spotykania właściwych menadżerów coachingowych i generalnie fajnych narzędzi rozwojowych. Trzymajcie się.
VIDEO