Podzielę się z Wami 5 historiami, gdzie w ramach mojego projektu pojawiła się porażka. Takimi historiami, dzięki którym nauczyłem się czegoś, dzięki którym wiem, jak robić coś lepiej i dzięki którym mogę Wam powiedzieć, czego nie robić, żeby nie wpakować się w spore problemy!
Czy udało Ci się skończyć jakikolwiek projekt z sukcesem?
Takie pytanie padło na jednym ze szkoleń, które prowadziłem, kilka lat temu. Opowiadałem o tym co robić w projektach, jak to robić i przytaczałem różne historie ciężkich sytuacji w projekcie, gdzie coś nie szło. Jak usłyszałem to pytanie, to faktycznie się zreflektowałem. Jak przychodzi do ciebie trener i mówi to może być ciężko, to skopałem, tamto skopałem, to można odnieść wrażenie, że ten człowiek nic nie potrafi, więc czego mnie chce nauczyć.
Odpowiedź na pytanie brzmi tak ;) Mam listę projektów, dzielę się doświadczeniami, które działają, ale to, że projekty mi się udają, że dowożę projekty, realizuję cele, które założyliśmy z zespołem wynika z wielu sytuacji, w których nałapałem całą masę blizn. O porażkach mówi się rzadko, jak się mówi to później o sukcesach, które z tego wynikły. Chociaż były i projekty, które musiałem porzucić.
Historie moich porażek w projektach
Pierwsza historia, gdzie położyłem projekt, od super pomysłu popłynął całkiem. Postanowiliśmy napisać książkę o zarządzaniu projektami w HR. Chcieliśmy dotrzeć do grupy HR-ów, dla których robimy szkolenia, bardzo istotna dla nas grupa z którą pracujemy na co dzień. Wymyśliłem, że jak dodamy do książki “Zarządzanie projektami krok po kroku” książkę “Zarządzanie projektami w HR”, gdzie praktycy napiszą po jednym rozdziale, które zepniemy to będzie świetna książka. Problem na rynku istnieje, cel był w miarę jasno ustalony. Trzeba było znaleźć ekipę, która projekt po prowadzi. Rozejrzałem się po znajomych, część miała ochotę coś napisać, wysłałem jeszcze do kilku osób, część osób sama się zgłosiła. Rozdzieliłem zadania, każdy miał napisać swój rozdział, dajemy sobie cztery tygodnie, każdy napisze, spotkamy się, sprawdzimy co się zadziało i co robimy dalej. Po czterech tygodniach okazało się, że rozdziały napisało jedynie 10% osób. Odzywam się do ludzi i odpowiedź, którą najczęściej słyszałem to “nie dawałeś znać co tam w projekcie, więc myślałem, że projekt już zginął”. Trafiło do mnie kilka rzeczy.
Co zrobiłem źle? Po pierwsze zbyt optymistycznie o tym projekcie myślałem, wydawało się, że będzie proste. To błąd to dużo bardziej skomplikowane, z materiałów które dostałem też ciężko byłoby złożyć spójną całość. Kolejna lekcja, to jak twój zespół widzi lidera i flagę, która na polu bitwy się majta, to wiedzą, że lider żyje, jak nie widzą flagi mają przekonanie, że lider nie żyje, projektu nie ma. Najważniejsza lekcja – nawet jak masz zmotywowany zespół, który chce pracować, to warto go sprawdzić, czy pracuje. Jeżeli chcą za bardzo to też duża szansa, że mogą się spalić.
Druga historia. Dawno temu byłem bardzo wkręcony w temat rozwoju osobistego (nadal jestem). Pracując w korpo zacząłem prowadzić bloga o rozwoju osobistym. Przyszedł mi do głowy pomysł, że techniki coachingowe są do wykorzystania przez ludzi samodzielnie. Gdyby dać im portal na którym mogą krok po kroku poprowadzeni do tego, aby odkryć swoją misję, wizję, cele, silne strony wartości. Dzięki temu ludziom żyłoby się lepiej, z większym poczuciem celu, z satysfakcją, z większą efektywnością osiągania celów. To był wyjątkowy portal rozwojowy, dostaliśmy spore dofinansowanie unijne. Odszedłem z korpo. Okazało się, że na koniec nie był to największy sukces marketingowy. Dokończyliśmy projekt zgodnie z parametrami, ale portalu nie ma. Co poszło nie tak?
Poszło nie tak to, że rozmawiając z moim wspólnikiem wieczorami o tym co chcemy zrobić byliśmy totalnie zajarani, pomysłem, efektami. Budowaliśmy wizję płynącej kasy, uszczęśliwionych ludzi, jak to jest innowacyjne, niesamowite, wow. Jeżeli pompujesz się taką energią z inną osobą, której też zależy na sukcesie i też ma tendencję do pompowania energii, to się napompujecie tak na maksa, że nie będziecie zwracać uwagi na otaczającą rzeczywistość. Nie będziecie wcale słuchać, że coś jest nie tak. Jak bym to miał podsumować, to stworzyłem portal dla jednej osoby na świecie, dla siebie. Na bardzo zaawansowanym poziomie rzeczy, które tam były i zaawansowany technologicznie. Dużo fajnych rzeczy tam zrobiliśmy, tylko nie sprawdziliśmy z osobami, którzy tego potrzebują, czego potrzebują, dlaczego i po co. Na podstawie bloga wydawało się, że ludzie szukają prawdziwego rozwoju. Teraz wiem, że tak ludzie są zainteresowany rozwojem, ale żeby zainwestować więcej energii, w to, żeby coś zmienić to rynek jest odpowiednio bardziej wąski. Lekcja druga, sprawdź czy produkt, który robisz nie jest tylko dla ciebie…
Trzecia historia to historia projektu studenckiego w okolicach roku 2000. Moment na startupy, początek internetu itd. Przygotowałem biznesplan, miał ze 60 stron, wszelakie tablice finansowe policzone, wszystko ogarnięte, bazując na danych, które były dostępne. Pomysł był taki, żeby zrobić portal opiniuj.pl taki, w który mogą ludzie opisywać produkty, opiniować. Pamiętajcie, że to było 22 lata temu, przeglądarki cen, pojawiły się 2003 itd. Wymyśliliśmy to w miarę wcześnie, sprawdzając co działa na rynku amerykańskim. Pomysł był dobry. Poszliśmy do venture capital, już nawet nie pamiętam kto to był. Poszliśmy, pokazaliśmy temat, zadali nam kilka pytań. Jak będziemy weryfikować czy opinie są prawidłowe, jak będziecie sprawdzać czy to producenci nie oszukują dodając swoje opinie. Nie mieliśmy odpowiedzi, było kilka punktów do których można było się przyczepić i nie mieliśmy na nie odpowiedzi. Uznaliśmy, że oni wiedzą lepiej niż my jako studenci, odpuściliśmy projekt. Teraz z perspektywy to było trochę na zasadzie przetestowania czy wiemy co robimy, co chcemy osiągnąć. To były nieistotne rzeczy, bo 22 lata później nadal jest ten sam problem, nie wiadomo czy opinie są wiarygodne. Mieliśmy dobry pomysł, poddaliśmy się, bo uznaliśmy, że ktoś inny wie lepiej od nas. Zanim się poddasz sprawdź opinię kogoś zaufanego, najlepiej ze 3-4 osób. Bardzo dobrze przygotowany projekt, zabrakło wiary w to, że go zrobimy.
Historia numer cztery. Projekt, który robiliśmy niedawno. Postanowiliśmy, że sobie usprawnimy technologię mailingową. Wykorzystaliśmy narzędzie, które miało automatyzować marketing. Okazało się, że narzędzia automatyzujące marketing mają bardzo dobry marketing, ale jeżeli chodzi o technologię i działanie to rzeczywistość jest inna. Korzystaliśmy z takiego narzędzia, stwierdziliśmy, że szkoda, że nie wykorzystujemy jego wszystkich możliwości, postanowiliśmy więc znaleźć firmę, która nam w tym pomoże. Wiedzieliśmy co chcemy zrobić, potrzebowaliśmy pomocy w ustawieniu tego wszystkiego. Zaczęliśmy pracę, poukładaliśmy sobie Agile`owo co po kolei ma powstać itd. Ufałem, że idziemy w dobrą stronę, współpraca układała się super, w ostatniej chwili okazało się, że jest jakiś myk, którego nie realizuje to narzędzie. To było wiadome mniej więcej od początku, tylko jakoś po stronie dostawcy umknęło, że tam jest największe ryzyko i jeśli nie rozwiążemy tego na początku to nie ma sensu robić całej reszty. Zastanawiam się czy mogłem coś zrobić lepiej. Zawsze wypisujesz rzeczy od najważniejszych do najmniej ważnych. Jeżeli wiesz, że coś jest mega ryzykowne, spisujesz, wrzucasz w dokumentację, upewniasz się, że poszło w mailach, że każdy słyszał i że ma się zadziać, bo masz punkt od którego możesz się odbić i dociekać swoich praw z drugiej strony. To było rozczarowujące, cała współpraca była ok, wywróciliśmy się na koniec, dostawca narzędzia powiedział no nie działa i tyle. Zostajesz z przepaloną kasą. To o czym warto pamiętać zaczynaj od najbardziej ryzykownego na starcie i dokumentuj to. Co mnie zgubiło tutaj to dużo zaufania.
Ostatnia historia. Sytuacja projektu realizowanego jeszcze w korporacji. Projekt robiony w zwinny sposób, ciekawy, z opracowaną nową metodą łącząca tradycyjne podejście projektowe ze zwinnym podejściem projektowym. Odszedłem z tego projektu, byłem zmęczony totalnie, poświęciłem strasznie dużo energii, serca, pojechałem na urlop, po urlopie poprosiłem o zmianę do innego projektu. Chwilę później ten projekt okazał się jednym z największych sukcesów w organizacji. Lekcja z tego taka, że warto robić dobrze, jak masz dosyć idź na urlop, nie poddawaj się, nie podejmuj ważnych decyzji, gdy jesteś totalnie wyprany z energii. To nie czas na podejmowanie decyzji, odpocznij, złap dystans. Bo inaczej wykopiesz cały tunel, a na koniec ktoś przyjdzie tylko go otworzyć i spije śmietankę. Mocna lekcja.
Na co zwrócić uwagę?
- Prowadź. Bądź liderem w projekcie, nie rozumiesz – pytaj, sprawdzaj czy się dzieje. Jeżeli są zaangażowani ludzie, nie będą mieli problemu z pokazaniem postępów, jeżeli coś nie pykło, to będziesz w stanie im pomóc.
- Upewnij się, że pytasz właściwych ludzi. Odbiorców i dostawców, opiniodawców, kogokolwiek. Zarządzanie interesariuszami.
- W razie wątpliwości bądź upierdliwie precyzyjny. Nie bój się zadawać pytań, dokumentować, mówić, że zapisujesz. Pytam kogoś jakbym w ogóle się nie znał, spisuję i wysyłam podsumowanie na co się umówiliśmy. Inaczej umyka, może dużo kosztować.
- Łap dystans. Zarówno do sukcesu jak i do porażki. Podejmowanie decyzji w skrajnych odchyleniach to podejmowanie decyzji w szaleństwie.
VIDEO