Posiadanie dzieci* ma ogromną zaletę – człowiek uczy się od nich, czym naprawdę jest życie. Zanim sobie wszystko skomplikował różnego rodzaju edukacją, kursami, przekonaniami, doświadczeniami i innymi pierdołami. Dzieci są niesamowite pod tym względem. W tym tygodniu nauczyłem się prostych rozwiązań od mojej córeczki. A było to tak …
Wieczorem jak zwykle czytaliśmy bajki. Po czytaniu była moja kolej na usypianie latorośli. Sam byłem zmęczony i miałem coś jeszcze zrobić. Chciałem załatwić sprawę w miarę szybko. Powiedziałem dzieciom, że jest sposób na szybkie zaśnięcie. Trzeba liczyć owce. Zapadła cisza. Mati (4 lata) chyba zrezygnował z liczenia, nic nie mówił. Za jakieś 15 sekund odezwała się Wiktoria (7 lat):
– Tato, już!
– Ale to trzeba długo liczyć, tak dużo jak się da! – powiedziałem
– Dobrze.
Po jakiejś minucie znowu usłyszałem:
– Już!
– A do ilu policzyłaś?
– Do 100. Bo więcej nie umiem.
– To musisz liczyć dużo razy do 100, nawet kilka razy.
Nastąpiła chwila ciszy, aż usłyszałem:
– Tato?
– Tak?
– A nie mogę po prostu zasnąć?
I tutaj do mnie dotarło, że chyba coś zrobiłem nie tak. Wnioski pozostawiam już wam. Widzicie jakąś analogię do życia? ;)
*wiem, że posiadanie dzieci brzmi głupio, tak się jakoś utarło.