Są takie momenty w życiu, które pamięta się długo… A z wagi niektórych nie zdajemy sobie często sprawy. Doskonale pamiętam, w jakich okolicznościach pojawiły się w moim życiu gry symulacyjne na poważnie. A wśród nich ta, z której jestem bardzo dumny.
Dla klientów, którzy teraz budują fort nie ma większego znaczenia jak powstają gry symulacyjne. Po prostu mają mega frajdę ze szkolenia, które pozwala im w pełni doświadczyć emocji projektowych.
Dla mnie to osobista historia, która może zainspiruje innych do działania.
Gdy w 2009 roku opowiedziałem o pomyśle gry usłyszałem od jednej z osób, które spotkałem na swojej drodze listę pytań, które często powstrzymują wielu przedsiębiorców: „Dlaczego to ma zadziałać? Dlaczego to jest lepsze od innych szkoleń? Dlaczego ktoś ma to kupić?”.Te pytania są genialne, bo potrafią zatrzymać Cię na długie miesiące.. Zamiast działać będziesz próbować znaleźć odpowiedź. Ja po prostu uwierzyłem. Nie byłem wariatem, oczywiście ;). Zanim powstał Fort Brave projektowałem i współtworzyłem małą grę rekrutacyjną oraz dużo większą symulująca projekt budowlany (Tak na marginesie, to trzeba ją odświeżyć o zdobyte doświadczenia, bo to też jest rewelacyjny produkt).
Pomimo tego, że nie miałem dobrej odpowiedzi postanowiłem zrealizować pomysł. I tak na jesieni świat ujrzała pierwsza wersja gry. Zaczęliśmy od wersji 1-dniowej. Cały czas zastanawiałem się jak skomplikować grę, żeby nie dało się jej rozwiązać w ciągu 1 godziny. Po tym teście przekonałem się, że trzeba ją uprościć, żeby dało się ją zrealizować w ciągu 2 dni ;). Później już było dużo łatwiej.
Pod spodem jest jednak coś, co uzasadnia tytuł wpisu. Fort Brave powstawał w nocy w tempie ekspresowym i przy udziale hektolitrów kawy. Z prozaicznego powodu.. Mój młodszy synek, wtedy miał trochę ponad roczek bardzo mocno chorował. Do tego stopnia, że nauczyłem się zasad obniżania temperatury dziecka przez kąpiel w chłodnej wodzie w wannie. (Gdyby Wam to było kiedyś potrzebne, to pamiętajcie, że woda ma być 2 stopnie Celsjusza niższa niż temperatura dziecka. No i pogotowie nie przyjedzie, jeżeli dziecko nie straciło przytomności.)
Akurat wtedy, gdy potrzebowałem czasu i skupienia moje priorytety się odwróciły. Przez kilka dni sprawdzałem w nocy na zmianę z żoną temperaturę Małego, a w
przerwach opracowywałem szczegóły gry. Obliczenia, mechanikę, wydarzenia ryzykowne. Składałem wieże z klocków, żeby sprawdzić, czy w ogóle da się to zbudować. Generalnie jazda na wariackich papierach.. Przy tworzeniu późniejszych gier ten trening się jednak przydał ;).
Gdy nadszedł dzień próby byłem mało wyspany, zestresowany, ale gotowy na prawdziwy test. Wyszło rewelacyjnie! Zastanawiam się do tej pory, czy to dzięki temu, że pracowałem w spokoju w nocy, czy mimo to. Teraz Mateusz i Wiktoria mają nadal wkład w rozwój Fort Brave. Ostatnio pomagali mi sprawdzać, czy wszystko do siebie pasuje, gdy przygotowywaliśmy paczkę klocków dla szczęśliwego posiadacza nowej licencji. (Tym razem jak ktoś doniesie na mnie do PIP to będę miał problem za zatrudnianie nieletnich ;)).
Po co się tym dzielę? Bo niewiele brakowało, żebym posłuchał ludzi, którzy „wiedzą lepiej”. Bo niewiele brakowało, żebym odpuścił, bo miałem w końcu dobrą „wymówkę”. Jestem przekonany, że wielu z Was ma w głowie naprawdę dobre pomysły. Warto je pielęgnować i działać mimo wszystko. Gry symulacyjne to jest coś, co u mnie łączy pasję z dzieciństwa (gram od 7-go roku życia zaczynając od ZX Spectrum) z pasją dorosłego (zarządzanie projektami i biznesem jest fascynujące, naprawdę to lubię :) ). Jestem pewien, że każdy może coś takiego znaleźć dla siebie.
Historia nie zatrzymała się w tym miejscu, tylko miała swój ciąg dalszy – to, gry które powstają teraz.
Ciekaw jestem, jak wiele wspaniałych pomysłów upadło nim jeszcze ktoś zaczął je realizować tylko dlatego, że kilka osób powiedziało, że nie mają sensu. Napisałeś “Nie byłem wariatem, oczywiście ;)” – a jednak myślę, że trochę byłeś. I bardzo dobrze ;-) Bo nie posłuchałeś i zrobiłeś po swojemu.